29 gru 2013

Kobieta na rowerze

Idąc z pracy na stację, mijam wysoki budynek mieszkalny. Okna w mieszkaniach w tym bloku sięgają od podłogi do sufitu.

Na jednym z najwyższych pięter przy oknie stoi rower do ćwiczeń. I czasem widzę tam pedałującą kobietę.

Nie ćwiczy o regularnych porach. W sumie nic więcej o niej nie wiem. Ale, przechodząc tamtędy, lubię patrzeć jak jedzie w miejscu, tuż przy oknie.
Zastanawiam się, jaki musi mieć widok z tamtego piętra. Co musi czuć, widząc ludzi małych jak mrówki, bądź wschód słońca zimową porą. Jak wygląda jej życie.

I nagle, rozmyślając o niej, orientuję się, że nie jest to jedyne mieszkanie w tym budynku. I nie jedyny budynek w tym mieście.
Wokół mnie mnóstwo ludzi, każdy ze swoją historią.

I to przekonuje mnie, że, w jakiś sposób, nigdy nie będę sam.

19 gru 2013

Rozsądek

Dziwnym jest fakt, że nie chcemy rozmawiać. Że stajemy się albo introwertykami, albo ekshibicjonistami. Trochę denerwuję się, że coraz rzadziej jest coś pomiędzy.

Bardzo dziwi mnie to, że jest tak ze wszystkim. Coraz częściej nie pyta się nas "jaki jesteś?", ale "jesteś za czy przeciw?".

To, że lubimy te same rzeczy, nigdy nie było tak wyraźne. Nie będziesz oryginalny, jeśli wiesz, że dziesiątka z Twoich znajomych lajkuje te same rzeczy co ty.

Chęć przynależności jest jednocześnie tak samo ważna, co chęć bycia jedynym w swoim rodzaju. Próbując podążać i za tym i za tym, popadniemy w schizofrenię.

Tracąc rozum, zaczynamy szukać najprostszych dróg do określenia siebie. Zaczynamy patrzeć zero-jedynkowo. Swój opis można zawrzeć w tabelce z pytaniami i dwiema rubrykami: TAK i NIE.

Nie ma uwagi, nie ma czasu na własne zdanie.
Jest NIE, NIE, NIE, TAK, TAK, TAK, NIE, NIE, NIE. Czy komuś potrzebna nasza opinia, gdy w każdej sytuacji życiowej możemy liczyć na zdanie dziesiątek ściśle wyspecjalizowanych ekspertów, bądź celebrytów z telewizji?

Uzależniamy się od prowadzenia za rączkę. Świat jest dla nas zbyt skomplikowany, więc miast wskakiwać samotnie na głęboką wodę, czekamy na gotowe instrukcje odnośnie wszystkiego. I nic pomiędzy. Jakby nie było płycizn, jakby tuż za lądem była już nieskończona przepaść pełna zimnej, wypełniającej płuca, wody.

Nie cierpi na tym nasza inteligencja, nasz wizerunek, nasz styl.
Jedyne co cierpi, to zdrowy rozsądek.

Jestem zdania, że jedyne czego może brakować robotom, to zdrowy rozsądek. Zaprogramowane na pewien cel, będą robić te same czynności, wedle instrukcji, aż padną. Dochodzę do tego, obserwując nas samych. Stajemy się robotami, wiecznymi noworodkami. Dziećmi, które się albo gani albo chwali.

Jeżeli upadnie rozsądek, może upaść wszystko. Możliwym jest, że po prostu powybijamy się nawzajem. Możliwe, że oszalejemy. Możliwe, że wszystko, co dla nas cenne, zniszczymy, bez szacunku, bez świętości. I ockniemy się na zgliszczach, roniąc rzewne łzy.

O ironio, ale my potrzebujemy instrukcji mówiących jak żyć bez instrukcji!

Ja mam jedną. Nie jest to gwarant sukcesu, ale jest.
Może po prosty myślmy o innym człowieku.

16 gru 2013

Interludium 1

Budząc się w mroku, widzę światło. Wątłe, brudne, przerywane światło starej świetlówki, zamkniętej w dusznej, zniszczonej obudowie.

Jestem w dziwnym, małym pomieszczeniu. Farba odłazi ze ścian, odsłaniając brud zepsutych desek. Podłogę naznaczył długoletni kurz i walające się po kątach śmieci. Być może wisi bądź leży pod ścianą stary obraz, zwykłe kwiaty, pomarańczowe, jak wszystko w tym nieczystym, słabym świetle.

Siedząc pod ścianą, patrzę przed siebie. Włącznik światła na przeciwległej ścianie już dawno został wyrwany, straszy ciemną dziurą. A mimo to te wątłe światło pali się i próbuje choć trochę rozjaśnić ten dziwny pokój.

Koło wyrwanego włącznika jest wyjście. Kiedyś stały tam drzwi, wiem to. Teraz wychodzi stamtąd nieprzenikniona ciemność. Patrzę w nią tępo. I boję się, strach otula ciepłem swych martwych dłoni wszystkie moje kości. Nie widząc nic, pragnę łkać.

Co kryje się za framugą? Czuję, że coś tam jest, coś musi być, skoro to czuję, absolutnie wszędzie.

A na prawo ode mnie tkwi kolejna dziura, prowadząca do trzeciego pokoju. Nie widzę go. Strach tężeje. Nie mogąc patrzeć jednocześnie w dwóch kierunkach, czuję rosnącą panikę. Świetlówka gaśnie na chwilę. Boję się momentu, w którym się zapali, choć trwa to dosłownie moment. Nic się nie pojawia. Ale czuję, że coś przed chwilą widziałem. Przez chwilę coś poruszyło zatęchłe powietrze.
Zapach rozkładu starego budynku zaczyna mnie mdlić. Szczury w rurach, cmentarzyska pod podłogą. Wilgoć tapet i robaki w deskach. W oczodołach brak okien, przyciągają grawitacją pustki. Nie widzę okien. Nie widzę okien, nie wiem, gdzie jestem.

Wiem jedno.
Coś kryje się w ciemności.
I czeka na mnie.

11 gru 2013

Wolność

Myślę o wolności. Jak wspaniale byłoby zerwać z własnym ciałem, jego ograniczeniami. Wyobrażam sobie życie pełne nieskończonych możliwości. Zastanawiam się, jak bardzo upośledzony jest każdy człowiek, gdy ograniczają go zmysły, biologia, potrzeby.

Myślę o tym, jak tłumi naszą wolność bycie człowiekiem. Jakim więzieniem stały się dla nas ludzkie żądze i pragnienia. Liczne momenty, w których nie potrafimy myśleć trzeźwo, mając w głowie... myśli.

Ograniczeni nie tylko przez siebie samych, ale i przez świat - prawo, zasady, pieniądze, pokusy, krążymy, próbując się odnaleźć, próbując ułożyć choć fragment tej niemożliwej układanki. Włócząc się i walcząc ze wszystkim i wszystkimi, odkrywamy w końcu, że błądzimy bez celu. Stłamszeni, na końcu nie mamy nic.

Jednak... Czy wyzbywszy się wszystkiego, co ludzkie, będziemy wolni? Czy trzeźwość umysłu, brak potrzeb, brak marzeń niemożliwych do spełnienia to wolność?

Wyobrażam sobie życie bez uczuć. Patrzenie z boku na wszystko, na wszystkich. Życie bez pragnień do zaspokojenia, bez emocji, puste. Piękne z wierzchu, bezsensowne w środku.

Nigdy nie będziemy czuć się wolni. Dla ludzi wolność równoznaczna jest w tym, czego w danej chwili nie mają. Zawsze istnieje jakaś łąka, której trawa jest bardziej zielona.

Na czym więc polega wolność?
Na dążeniu do marzeń.
Wolność oznacza bycie człowiekiem.

8 gru 2013

Wilk

Wietrznej nocy miałem pewien sen.

Dziewczyna, którą znałem, co nocy zamieniała się w wilka o szaro-brązowej sierści. Cierpiała z tego powodu. Nie chciała co wieczór przechodzić tej "obrzydliwej" (jak to określiła) transformacji. Nie chciała straszyć dzieci. Nie chciała poświęcać nocy, które mogłaby spędzić w ramionach jakiegoś ukochanego, tak po prostu siedząc na kanapie i oglądając głupi film. Nie chciała, by bolało.

Gdy zachodziło słońce, siedzieliśmy na chodniku koło trzepaka i trzymałem ją mocno, przytulałem do siebie, jak najbliżej, jak najsilniej. Nasze dłonie wydzierały fragmenty ubrań z naszych pleców. Płakała, warczała, krzyczała, że nie chce, że boli. A ja ją ściskałem, mówiłem cii, wszystko będzie dobrze, trzymaj mnie, nie puszczaj.
Nieświadomy, czy czasem moje starania nie są z góry skazane na porażkę.

Nie pamiętam, czy się zmieniła tej nocy. Lubię myśleć, że nie. Lubię myśleć, że nam się udało.

Chciałbym być jej.
I może w tym tkwi sęk?
Może marzę o dziewczynie delikatnej, niewinnej, którą będę mógł się opiekować, którą będę bronił przed całym światem? Marzę, by być rycerzem, dla tej jednej wśród milionów? Nie da się opisać tego co czułem, trzymając ją w ramionach, płacząc razem z nią. W tamtym momencie poświęciłbym samego siebie, byle jej było lepiej. Byle nie cierpiała. Czy to była miłość? Może we śnie.

A może, choć myśl ta wypełnia mnie grozą, to ja jestem wilkiem?

6 gru 2013

Zima

Miałem iść smutny, ponury, na pociąg. Krótko mówiąc, nie cierpię swojej pracy, dla studenta, za marny grosz, który jednak był potrzebny, jak nigdy wcześniej.

Ale, gdy, wychodząc, zbliżałem się do drzwi mojego bloku, na mej twarzy pojawił się nieoczekiwany tego dnia uśmiech. Niezapowiedziany, rozlał się wewnątrz całego ciała i postanowił zostać tam, tuląc mnie od środka, na co najmniej kilka godzin.

Śnieg. To on sprawił, że tak radosny wydał się ten dzień. Przez szybę w drzwiach zobaczyłem pełno białego puchu, wirującego w powietrzu, tak szybko, a tak wolno, tak chaotycznie, a tak majestatycznie. I usiąść by się chciało przy oknie, z herbatą lub kawą, lub czekoladą, i patrzeć na ten taniec, nawet dnia połowę, i marzyć, i rozmyślać, i śnić na jawie. Setki zdjęć widziałem na tumblrze oraz na facebooku, że dziewczyna siedziała przy oknie; światło, bijąc zza niego, rozjaśniało jej twarz, jej młodość, jej piękno. I blask w jej włosach, w jej oczach błysk, w swetrze, z kubkiem patrzyła na śnieg. I taką właśnie dziewczynę mógłby mi ktoś dać, co siedziałaby przy oknie i zachwycała śniegiem, co by kot mój ją polubił, i leżał razem z nią, wygrzewaliby się we dwoje przy kaloryferze. A ja bym patrzył na nich, i byłbym szczęśliwy.

Ale wyszedłem na pociąg. Otulony w szalik, czapkę, rękawiczki, płaszcz, ciepłe buty, przygotowany na zimę. Nic nie widziałem, gdyż wiatr wiał mi w oczy całą drogę, więc przypominały one wąskie szparki, cienkie wyrwy w twardości kamienia. Ale czułem. Na policzkach poczułem chłodny wiatr, tak niejednostajny, zwinny, silny. Ukłucia śniegu, którego zimno rozpuszczało się na cieple mej czerwonej twarzy; który lądował delikatnie, jak krążownik na nieznanej planecie, ostrożnie, by się nie popsuć, a którego załoga nie przewidziała, że glob, na którym ląduje, jest gorący i po dotknięciu ziemi, rozpłyną się wszyscy i nikt na tej obcej, nieprzyjaznej planecie nie będzie o nich pamiętał.

I szedłem tak, nieco tylko mogąc polegać na zmyśle wzroku. Czułem za to ten ciepły chłód i słyszałem odgłos samochodów jadących po mokrej nawierzchni. I wyobraziłem sobie wieczór, miasto, przystrojone tysiącami lampek i żarówek, mieniących się kolorami, zwiastujących neonowe święta. Ludzi ganiających za prezentami, wściekłych... Ale stop! Zobaczyłem zgoła coś innego. Ciepło miejskich świateł, wieczorami zapowiadających Mikołaja i choinkę, i siano pod obrusem. I ludzi cieszących się, że przez kilka dni w roku nic ich nie będzie trapić. Ludzi czekających ze zniecierpliwieniem na ten jeden dzień, w którym ktoś im wybaczy... Dzieci, zachwycające się każdym kolorem barwnych wystaw. I te samochody, których obrysy i światła odbijają się w śniegu i mokrej nawierzchni.

Doszedłem do pociągu, który już nie był brudny, bo śnieg zaciekami umył go co nieco, wsiadłem do środka i znalazłem miejsce.
I choć miałem grać całą drogę na swoim PSP, postanowiłem po prostu popatrzeć przez okno.